Bycie Eko 101 - Moje powody, dla których warto żyć ekologicznie


Co nieco o blogu

Witam wszystkie dobre dusze, które jakimś trafem przywiało na mojego bloga!

Chcę się tu dzielić z Wami różnymi sposobami na uczynienie swojego życia łatwiejszym, nie szkodząc przy tym planecie ani portfelowi. Moimi głównymi zainteresowaniami są pyszne jedzenie, podróże, obce języki i kultury (szczególnie Japonia), DYI oraz rośliny domowe, więc oprócz ogólnych rad dotyczących życia codziennego, nie będę stroniła od dzielenia się z Wami przepisami, tematami ogrodniczymi, czy doświadczeniami z podróży. Obiecuję, że będzie ciekawie i pożytecznie!

Ale po kolei — to mój pierwszy wpis, więc zanim przejdę do sedna, po krótce się przedstawię. Wszak zamiast od razu szastać poradami jak Ciocia Dobra Rada od siedmiu boleści, chciałabym pokazać jak zaczęła się moja przygoda z życiem "ekologicznie". 

Kim jestem i po co te wypociny?

Nazywam się Domi i pochodzę z niewielkiego miasta na południu Polski, gdzie mieszkam sobie i studiuję. Zaczęłam się interesować życiem ekologicznie, bo nieswojo czułam się z tym, że wiele tego, co robię, jak jem i w co się ubieram, czyni szkodę naszej planecie. Niestety życie przyjazne środowisku wydawało mi się zawsze trudne, czasochłonne oraz przede wszystkim nie na mój studencki budżet! Do tego muszę się Wam przyznać, że jestem leniwa, roztrzepana, a trzymanie się postanowień nigdy mi nie wychodzi (jeśli ja dałam radę, to Wam nie ma prawa się nie udać!)

Nic z powyższych mnie nie zniechęciło (no dobra, może trochę), bo jednak przejmowałam się losem naszej planety. Zaczęłam więc szukać, czytać, próbować i kombinować. Zależało mi na takich zmianach, które nie będą wymagały wiele czasu, wysiłku czy pieniędzy. Nie od razu Rzym zbudowano, ale z czasem okazało się, że jest ich całe mnóstwo! Przekonałam się, że bycie eko nie jest trudne ani pełne wyrzeczeń. Przez kilka ostatnich lat zebrałam całą masę sposobów na redukcję swojego negatywnego wpływu na planetę bez utrudniania sobie życia. Często dzielę się nimi ze znajomymi i cieszy mnie, gdy widzę, jak dobrze się przyjmują. Pomyślałam więc: dlaczegoby nie zebrać ich do kupy i podzielić się z jak największym gronem zainteresowanych? Mi będzie miło, że pomagam innym i planecie, a Wy zyskacie przydane life-hacki bez konieczności popełniania moich błędów!

Mam zatem nadzieję, że uda mi się przekazać tu wiele pożytecznej i ciekawej wiedzy. Ale hola, rany Julek, zaczyna to brzmieć jak natrętna reklama zdrowotnej herbatki czy e-booka, na którego zakup zaraz spróbuję Was namówić (już słyszę hasło: "ZASKOCZYŁA ekologów JEDNYM trikiem! ZOBACZ JAK! Kliknij TUTAJ!") ale spokojnie. Obiecuję, że nigdy Wam tak nie zrobię! :P

Dlaczego obchodzi mnie bycie eko?

Abstrahując od korzyści, które odkryłam już po rozpoczęciu swojej drogi, mój główny powód zainteresowania środowiskiem był prosty — trochę żal mi naszej cywilizacji! Oczywiście również przykro mi patrzeć na żółwie morskie nadziane na plastikowe słomki, ale wiem, że — koniec końców — natura da sobie radę. Być może za wiele tysięcy lub milionów lat, ale na pewno odzyska balans. Jednak nie możemy być pewni losu nas samych. 

Już teraz widzimy jakie zmiany klimatyczne wywołaliśmy przez raptem sto lat od rewolucji przemysłowej. I zanim ktoś mi powie, że globalnego ocieplenia nie ma, bo w zimie był mróz — to niestety nie o to chodzi! Klimat nie tyle robi się cieplejszy, a mniej stabilny; stąd coraz więcej susz, powodzi, huraganów i innej ekstremalnej pogody. Wydaje nam się, że jak kilka gatunków zniknie z planety, to nic się nie stanie — wszak zawsze pojawiały się nowe, a inne wymierały. Niestety, tempo, w jakim gatunki wymierają teraz jest bezprecedensowo szybkie. W przeciwieństwie do zmian, które zachodziły naturalnie, ekosystem i inne żywe stworzenia nie zdążą się przystosować do tak gwałtownych zmian, co już skutkuje masowym wymieraniem, które będzie tylko się pogarszać. Jesteśmy jak asteroida, która zabiła nie tylko dinozaury, ale i 75%  całego życia na ziemi. Czy chcemy ryzykować, że znajdziemy się w szczęśliwej mniejszości, gdy będziemy zmagać się z głodem, niedoborem wody pitnej i antybiotykoopornymi chorobami? Idąc dalej: weźmy topniejące lodowce. No trudno, podwyższy się poziom morza i zaleje trochę lądu? Otóż nie. Topnienie lodowców oznacza też zmianę pH i zasolenia wody, zaburzając równowagę biologiczną oceanów i zabijając miliony organizmów odpowiedzialnych na przykład za ponad połowę tlenu, którym oddychamy (sic! Niepozorne wodorosty i fitoplankton produkują więcej tlenu niż wszystkie ziemskie lasy razem wzięte).

A więc, dlaczego warto być eko?

 Podsumowując powyższe powody — robimy to dla siebie. W bezpośredniej perspektywie: dla własnego zdrowia, samopoczucia, portfela, czy sumienia. Patrząc długofalowo: dla środowiska, zwierząt, dla przyszłości swoich dzieci. I jeszcze raz, bo nie mogę powtórzyć tego wystarczająco: kompletnie samolubnie dla siebie. Bo zaburzając pracę klimatu, flory i fauny pozbawiamy się jedzenia na własnych talerzach, własnego zdrowia i bezpieczeństwa. Sami gotujemy sobie susze, powodzie, zanieczyszczenie gleby, wyczerpanie zasobów naturalnych, a w konsekwencji głód, choroby, upadek gospodarki, wojny i zatrzymanie postępu cywilizacyjnego. Największym i najbardziej łamiącym mi serce tego przykładem jest to, kiedy rodzice starając się zapewnić komfort swoim dzieciom nieświadomie niszą planetę i tworzą swoim pociechom szalenie trudną przyszłość. 

Nie wspominając nawet o komforcie życia, do którego przywykliśmy! Może się to wydać paradoksalne — bo aby ten komfort zachować, trzeba jednocześnie zrezygnować z niektórych rzeczy, które składają się na naszą obecną definicję komfortu. Wiadomo, że nikt nie chce rezygnować z komfortowego życia na rzecz czegoś tak abstrakcyjnego jak dobro planety. Niestety jak bardzo abstrakcyjne się to nie wydaje, jest do bólu rzeczywiste. Musimy w końcu zaakceptować to, że nowoczesny styl życia w obecnej formie to sabotaż. Strzał w stopę. Grabie w czoło. Czapa. Wszyscy żyjemy obecnie na kredyt i prędzej czy później odczuje to każdy z nas. Dbanie o planetę nie jest zatem czymś, co powinno zajmować wyłącznie osoby wrażliwe na cierpienie zwierząt, ale leży w interesie absolutnie każdego, nawet najbardziej samolubnego człowieka.

No i przede wszystkim, bycie eko zachowując komfort życia to bułka z masłem, a przy tym niesie ze sobą wiele pobocznych korzyści. Po prostu trzeba wiedzieć jak!

Od czego zacząć i nie dać się zwariować? 

W świetle poprzedniego akapitu chyba łatwo się zniechęcić lub nawet poczuć się bezradnym. Sama (szczególnie początkowo) uważałam, że jest już tak źle, że nawet wywrócenie swojego życia do góry nogami (na co z resztą i tak nie mam czasu, pieniędzy ani chęci) nie zmieniłoby wiele w skali całego społeczeństwa. Ale na szczęscie jakimś cudem mi się udało. Ale jak?!

"Walka" ze starymi nawykami nie musi być "walką"

Dla mnie, głównym źródłem dyskomfortu i porażki jest trudność w zmianie swoich przyzwyczajeń — robienie rzeczy na autopilocie jest łatwe, a zmiana nawyków wymaga trochę wysiłku. Myślę, że wielu z nas tak ma. Do tego wielu z nas  lubi rezultaty widzieć od razu. Do tego cierpimy na perfekcjonizm. I to jest przepis na porażkę!

Uwaga, przygotujcie się na kontrowersyjną tezę: nic nie trzeba ani od razu, ani bezbłędnie! Jestem w stanie opisać Wam tylko mój własny przykład, ale może zobaczycie w nim kawałki siebie i pomoże Wam on zmienić perspektywę. Wyjawię Wam pewien sekret: moje życie nie jest kompletnie zero waste. Ba, życie influencerów z Instagrama i YouTuba też nie jest. Nie wierzę w te wielkie olśnienia, wszystkie minimalistyczne domy, i to, że śmieci z kilku lat są w stanie zmieścić w małym słoiczku. I myślę, że to zupełnie nie o to chodzi. 

Małe wielkie zmiany

Małe zmiany dużo łatwiej utrzymać. A kiedy wejdą w nawyk, staną się kompletnie bezwysiłkowe. Sukcesem jest zrobienie z jednej dobrej rzeczy coś, co robimy na autopilocie. W dłuższej perspektywie skumuluje się to do wielkich korzyści! Do tego wtedy można wziąć się za jakąś inną dobrą zmianę i tym samym sposobem zobić z niej nawyk. A gdy zdaży się potknięcie, regres lub niesprzyjające okoliczności, nie warto robić sobie wyrzutów sumienia i czuć się, że zaprzepaściło się cały progress. Luz! Ta jedna foliówka ze sklepu nie anuluje wszystkich foliówek, których nie wzięliśmy, bo mieliśmy przy sobie torbę na zakupy! Po prostu następnym razem spróbujmy o niej pamiętać. A może zamiast pamiętać, po prostu wrzucić ją na stałe do torebki czy plecaka. Wtedy w ogóle problem mamy z głowy! 

Koniec z perfekcjonizmem (na przykładzie mojej ulubionej rzeczy, jedzonka)

Podobnie z nawykami żywieniowymi. Wszyscy wiemy (a jeśli temat jest Wam obcy, to obiecuję więcej kiedyś o tym poopowiadać), że mięso, szczególnie wołowina (i nabiał). są bardzo złe dla środowiska, a do tego wiele z nas ma wątpliwości etyczne do tego jak zwierzęta są traktowane zanim trafią na nasz talerz. Ale muszę Wam się przyznać, że uwielbiam mięso, a do tego trudno o zbilansowaną dietę wege. Nie chcę więc całowicie rezygnować z boczku i skrzydełek. Ale prawdą jest też, że nie tylko mięsa nie potrzebujemy codziennie, jedzenie go rzadziej jest wręcz zdrowsze i tańsze. W tym momencie jem mięso około 2-3 razy w tygodniu, nabiału prawie wcale (raz na jakiś czas nie odmówię pizzy ze znajomymi!). Nie jest to dieta stuprocentowo idealna, ale jest o niebo lepsza niż wcinanie szynki z serem na każdej kanapce. Do tego oczywiście nie zaczęłam od ograniczenia mięsa do dwóch dni w tygoniu. Nie znałam za dużo smacznych i sycących przepisów bezmięsnych, więc gdybym nagle chciała zmienić dietę, to chyba bym zwariowała. Ale w miarę jak zaczęłam wkomponowywać w jadłospis potrawy bez mięsa, powoli odkrywałam nowe, smaczne przepisy, i z biegiem czasu zastąpiły one wiele potraw mięsnych. Ograniczenie mięsa jest dużo łatwiej utrzymać i ma dużo większy wpływ na zdrowie, portfel i planetę niż zostanie wegetarianinem i zrezygnowanie po miesiącu.

Takich przykładów mogę wyliczać mnóstwo, ale myślę, że nie ma potrzeby. Chciałam tylko pokazać, z jak sama do tego podchodzę i zaszczepić to podejście Wam!

Na odchodne

Dobra, wystarczająco się rozpisałam. Wszystkim, którzy doszli do tego miejsca serdecznie gratuluję. (Ha ha!)

Mam nadzieję, że udało mi się choć trochę zainteresować Was tematami, którymi będę dzielić się na łamach tego bloga. Nawet, jeśli Waszym priorytetem nie jest dbanie o planetę, a jedynie własna wygoda czy oszczędności, to i tak myślę, że znajdziecie tu wiele dla siebie. Chociaż pozytywny wpływ na środowisko będzie tylko efektem ubocznym, to myślę, że nikt się nie obrazi ;)  

Postaram się przekazać tu jak najwięcej wiedzy, ciekawostek, pomysłów i rad, które będą równie przydatne Wam co przyjazne dla planety, żebyśmy mogli uczynić ten nasz wielki głaz zwany Ziemią przyjemniejszym do życia miejscem.

Zapraszam, zostańcie na dłużej! 


Komentarze